Jagged Alliance: Rage! – recenzja

Jagged Alliance Rage Logo
Jagged Alliance Rage Logo

Jagged Alliance to kultowa seria, która swoje najlepsze lata ma niestety za sobą. Jej druga odsłona zadebiutowała prawie dwadzieścia lat i od tego momentu, nie pojawiła się kolejna, chociaż w połowie tak grywalna, genialna…tak, genialna to określenie zarezerwowane dla największych. Jagged Alliance 2 to jedna z najlepszych taktycznych gier w historii. Niestety, kolejne próby reanimacji serii kończyły się fiaskiem, choć Back in Action z 2012 roku był jeszcze niezły po modach i usunięciu bugów. Ostatnia odsłona serii – Flashback to już jednak odmęty przeciętności. Z nadzieją przyjąłem wiadomość o przejęciu przez THQ Nordic prawa do marki i liczyłem, jak większość fanów, na pełnoprawną, kompletną kontynuację, czekałem na Jagged Alliance 3, a otrzymałem recenzowane dziś Jagged Alliance: Rage!.

Jagged Alliance Rage Screen (1)

Powrót bohaterów z dawnych lat

Akcja gry ma miejsce 20 lat po wydarzeniach z pierwszej części serii. Klimaty do których trafiają znani miłośnikom marki bohaterowie jak Ivan, Grunty czy Shadow są jednak podobne – miejscem naszej rozgrywki jest tropikalna wyspa – dżungla jakiej jeszcze protagoniści nie widzieli. Najemnicy muszą wyswobodzić wyspę z rąk kartelu narkotykowego, któremu przewodzi szalony mafioso. Niestety, sprawa rypła się od samego początku i grę rozpoczynamy bez żadnego konkretnego arsenału. Wszystkie bronie, pancerze, amunicje musimy wyrwać z rąk wroga.

Gra podzielona jest na dwa kluczowe aspekty – walkę oraz podróż po wyspie. Jak można zauważyć na screenie poniżej, lokacji wcale nie ma jakoś dużo. Poruszamy się po wyznaczonych ścieżkach, gdzie po każdym ruchu możemy rozbić obóz i każdym najemnikiem wykonać jedną czynność np. naprawić broń, czy uleczyć się. Pomysł w sumie średni, inna sprawa, że podnosi trochę poziom trudności, gdyż nie można złapać oddechu – wróg posyła patrole, które nie mają problemu z zaatakowaniem nas. Kolejna duża różnica, w przeciwieństwie nawet do ostatnich odsłon cyklu – nie mamy tu wielkiego zarządzania ekwipunkiem, czy handlowaniem z postaciami niezależnymi. Najemnicy zbyt wiele ekwipunku nie uniosą, a kupców nie ma. Tak naprawdę z walki na walkę zdobywamy lepsze giwery, czy chociaż większą ilość amunicji. To daje podstawy do ruszenia w dalszą podróż do kolejnej lokacji i następne zmiany po walce. Ważnym aspektem jest też to, że nasi bohaterowie mogą się odwodnić. Co chwilę muszą przyjmować płyny – woda, czy alkohol – zasoby niezwykle pożądane na wyspie nie są tak łatwo dostępne. Brudna woda może z kolei prowadzić do infekcji i obniżenia punktów zdrowia naszych najemników. Pomysł ten może i wydaje się niepotrzebny, ale buduje nieco klimat.

Jagged Alliance Rage Screen (2)

Giwer ci u nas dostatek

Ciężko mi generalnie ocenić, czy te wszystkie rozwiązania wychodzą na plus. Z pewnością wolałem rozwiązanie z Back in Action – miałem kilka oddziałów, mogłem w jednej lokacji zaatakować nawet kilkunastoma żołnierzami. Trzeba przyzwyczaić się do mikroskali Jagged Alliance: Rage!, uproszczeń na każdym polu – nie każdy oczywiście będzie to potrafił. To co z pewnością zawodzi w mikrozarządzaniu, to jednak ten brak pobocznych lokacji, w których można by było chociaż wymienić ekwipunek, czy poszukać jakiś znajdziek. Tak naprawdę jest to gra tylko od walki do walki, czyli w pewnym sensie autorzy nie rzucali słów na wiatr mówiąc o spin-offie serii – z pewnością nie jest to pełnoprawny spadkobierca.

Każdy bohater ma swoje unikalne cechy. Zapominamy więc o możliwościach z dwójki, czy Back in Action, gdzie dysponowaliśmy punktami doświadczenia i mogliśmy chociaż próbować łączyć dobrego strzelca z umiejętnościami medyka, czy tym podobnych kombinacjach. Nie zbieramy zatem punktów doświadczenia, tylko staramy się planować działania tak, by uwypuklić zalety i maskować wady najemnika. Dobrą sprawą w Rage! jest to, że mamy całkiem spory arsenał – nie zabrakło karabinów snajperskich, ciężkich broni, shotgunów, czy zwykłego kałacha. To sprawia, że w trakcie jednej walki jesteśmy w stanie skorzystać z kilku rodzajów broni. Sama walka broni się, choć głupota przeciwników jest zatrważająca. Po kilku potyczkach wiedziałem, czemu jest ich całkiem sporo na małych lokacjach – po prostu chciano w ten sposób podnieść poprzeczkę…z ziemi. Wykonują abstrakcyjne ruchy, często nadziewając się na przyjęcie sporej ilości ołowiu, czasem udając się z punktu A do punktu B, by w kolejnej turze wrócić do punktu A. Mógłbym wymieniać ich sposoby na pchanie się na ostrzał w nieskończoność. Jednak jak wspomniałem, walka pomijając ten aspekt, wypada przyzwoicie. Najemnicy mają określoną ilość punktów akcji, którą rozdzielają w dowolny sposób podczas tury np. wydać jeden punkt akcji więcej, ale mieć większą szansę na trafienie. Broń się psuje, naboje się kończą, trzeba czasem pogłówkować, ale to właśnie przyjemny system walki sprawił, że chciało mi się dalej grać. Czuć moc niektórych broni, ale bez kombinowania, czasem skradania się, nie uzyskamy dużej przewagi nad wrogiem. Tym bardziej właśnie szkoda tego zepsutego AI…

Oprawa graficzna Jagged Alliance: Rage! to naprawdę porządna robota – napisałbym tak, gdyby gra ukazała się na urządzenia mobilne. Niestety, pewnie z powodu ograniczonego budżetu, postawiono na to, co widzicie na ekranach. Martwi to, że lokacje nie wyróżniają się niczym specjalnym – nie umiem przypomnieć sobie chociaż jednej, która wywarła na mnie jakiekolwiek pozytywne wrażenie. Dużym zaskoczeniem dla mnie była polonizacja – grę wydano w pełnej polskiej wersji językowej. Tak moi drodzy, produkcja posiada dubbing, a w tego typu produkcjach to naprawdę rzadkość. Co warto pokreślić, jego jakość stoi na przyzwoitym poziomie.

Jagged Alliance Rage Screen (4)

W dżungli przeciętności

Jagged Alliance: Rage! to nie jest to czego oczekiwałem. Dużo poniżej moich oczekiwań, a nie wiem czy miałem jakieś wygórowane po tej katastrofie zwaną Flashback. Spin-off serii, a raczej półprodukt, który chce czarować fanów strategii magią swojej nazwy. Rage! startując pod innym szyldem z pewnością nie zdobyłby takiego zainteresowania, ale i mógłby liczyć na przychylniejszy odbiór. I choć nie powinno się oceniać w ten sposób gier, tak może wyraźne niezadowolenie weteranów serii, skłoni THQ Nordic do przemyśleń nad przygotowaniem pełnoprawnej odsłony tej kultowej marki – to ciągle jest potencjał na wybitne gry taktyczne. Może kolejny rok przyniesie nam więcej radości – może czas znowu na powrót do Arulco?

Opinia Tomka:

Jagged Alliance: Rage! to nie moje Jagged Alliance, ale doceniam próby stworzenia interesującej gry stawiającej na trochę inne rozwiązania niż inne taktyczne gry. Nie wszystko wyszło tutaj idealnie i jest do czego się przyczepić – jednak w gruncie rzeczy nie jest to zły produkt. Po prostu widać tu pewien brak dopracowania, który tylko pogłębia uczucie, że nie jest to tytuł AAA. Ogólnie jest to niezła produkcja i pewnie pograłbym więcej, gdyby nie fakt, że w tym samym okresie na rynku pojawił się Mutant Year Zero, który wiele rzeczy robi podobnie do Rage!, a przy tym jest trochę lepszą grą. W każdym razie nowe Jagged Alliance to w miarę solidne fundamenty do odrodzenia się serii, w którą kiedyś się zagrywałem.

Plusy
  • całkiem spory arsenał
  • tryb współpracy online dla 2 graczy
  • system walki sprawdza się dobrze
Minusy
  • oprawa graficzna niezła, ale dla mobilnych produkcji
  • niektóre nietrafione rozwiązania
  • mimo wszystko to podpinanie się pod kultową markę - bez szyldu Jagged Alliance grą nikt by się nie zainteresował
  • tylko kilka znanych postaci
  • uproszczona rozgrywka względem poprzednich części serii
  • głupota AI
5
Ocenił Kasjan Nowak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic