Bad Dream: Fever – recenzja

Bad Dream Fever
Bad Dream Fever

Ostatnio miałem pewien dziwny sen… Choć z początku nic nie wskazywało na to, by mógł on w jakikolwiek sposób odbiegać od otaczającej nas rzeczywistości. Rozejrzałem się po zagraconym pokoju i włączyłem telewizor leżącym na łóżku pilotem. Wszystko jednak zmieniło się, gdy po jakimś czasie postanowiłem wyjść na zewnątrz. Nagle zaczepiła mnie nieznajoma mi kobieta, przestrzegając przed panującą na świecie zarazą. Od tego momentu wiedziałem, że sen ten będzie zły…

Bad Dream: Fever to najnowsza, ósma już odsłona kultowej w pewnych kręgach serii Bad Dream, tworzonej przez polskie Desert Fox Software. Marka swymi korzeniami sięga niezwykle krótkiego, aczkolwiek bardzo klimatycznego i darmowego Bad Dream: Butcher, a rozwijała się aż po siódmą Comę, która to jako pierwsza z serii uzyskała swoją komercyjną wersję na Steamie. Każda z tych gier podejmowała nieco inną tematykę, a w Fever naszym zadaniem będzie przezwyciężenie tytułowej choroby, która rozpanoszyła się po świecie gry.

Bad Dream Fever 1

Od razu na wstępie mówię, że by cieszyć się z grania w Bad Dream: Fever, paradoksalnie nie trzeba znać wszystkich poprzednich części. Nawiązań jest tu jak najbardziej sporo, ale ja sam nie przechodząc każdej poprzedzającej odsłony i jedynie zapoznając się pobieżnie z historią marki, mogłem bez problemów odczuwać przyjemność z rozgrywki. Nowi nic nie tracą, a znający poprzedniczki będą za to nagradzani wielką ilością mrugnięć okiem.

I jak to w serii Bad Dream bywa, również w Fever klimat jest tak gęsty, że można go ciąć nożem. To wprawdzie może nie pełnoprawny horror i chwilami brakuje trochę najnowszej odsłonie do mroku poprzedniczek, ale wciąż leżące na ulicach zwłoki, wydzielające dziwną, czarną maź zwaną tuszem, robią spore wrażenie. Sama zaś fabuła jest w tej grze bardzo dziwna i poplątana, co tylko jeszcze dodaje kolorytu.

Bad Dream Fever 2

Bo trzeba przyznać, że historia przedstawiona w Bad Dream: Fever jest naprawdę dobra i co szczególnie zasługuje na pochwałę – nieoczywista. Nie chcę zdradzać tu nic więcej, gdyż być może wiązałoby się to dla kogoś z potencjalnymi spoilerami, ale serio – początek kompletnie nie zwiastuje tego, co dzieje się na końcu. Trochę gorzej jest jednak z postaciami. Na dobrą sprawę przez ogół opowieści występują trzy na krzyż, a ich dialogi są bardziej niż kiepskie. Chociaż… patrząc na kontekst całej gry, to być może takie właśnie miały być?

A i żeby sprawiedliwości oddać zadość, niektóre komentarze rzucane przez towarzyszkę bohatera – kobietę, która ostrzegła nas przed zagrożeniem – są całkiem niezłe. Szczególnie dlatego, iż w odróżnieniu od sporej rzeszy przygodówek, nie są losowe lub jednokrotne, ale dotyczą danego etapu fabuły i kliknięcie na ten sam przedmiot w różnych jej momentach może dać nam zupełnie inne informacje.

Bad Dream Fever 3

W samej rozgrywce nie ma jednak nic odkrywczego – to typowa przygodówka hidden object. Każda lokacja stanowi osobną planszę z obrazkiem, po której latamy myszką i wyszukujemy przedmioty, mogąc je zabrać do ekwipunku lub od razu użyć. Problemem jest fakt, że część itemków odblokowuje się do podniesienia dopiero po przejściu danej sekwencji zagadek, więc co rusz błądzimy i ślepo latamy po odwiedzonych uprzednio lokacjach, wyklikując wszystko, co się da.

Denerwuje to zwłaszcza, gdy niektóre łamigłówki budowane są na schemacie podobnym do tego: robimy jedną rzecz, idziemy do innej lokacji, by wziąć zaledwie jeden przedmiot lub posłuchać kawałka rozmowy, wracamy do poprzedniego miejsca i znowu robimy tylko jedną rzecz. Niestety ciągle łazimy w tę i we w tę, bo w znanych miejsach odblokowuje się coś nowego, a cała rozgrywka sprowadza się do ślepego klikania po wszystkim w nadziei, że coś zadziała. Lepiej zaczyna robić się po drugiej połowie, gdzie klasyczna formuła ustępuje miejsca niekonwencjonalnym zagadkom. Ot, chociażby zabawie z menu głównym.

Bad Dream Fever 4

Jednak dość o tym, gdyż zdecydowanie wraz z fabułą, jeden z najlepszych elementów Bad Dream: Fever stanowi ręcznie rysowana oprawa graficzna. Oprócz tego, że jest miła dla oka, to na dodatek autor ciągle bawi się prezentowanym tu stylem, np. zmieniając filtry, czy gdzieniegdzie zostawiając niezmazane linie pomocnicze, sprawiając wrażenie pewnego niedokończenia, a zarazem niepokojącej dziwności prezentowanych na ekranach monitorów plansz. Gorzej jest niestety z muzyką, gdyż na dobrą sprawę jej tu nie ma. Czasem zagra wprawdzie lekki ambient, ale przez większość czasu jedyne, co słyszymy, to głuche stukanie myszki po przedmiotach.

I właściwie ciężko ocenić Bad Dream: Fever. Początek tej gry zapowiada się co najwyżej miernie i faktycznie osoby, które w tym momencie poprzestaną grać, ocenią ten tytuł negatywnie. W pewnym sensie jest to jednak zamierzone zagranie, gdyż szeroko pojęte „schizy” zaczynają się w drugiej połowie i tam jest zdecydowanie lepiej. Zarówno, jeśli chodzi o fabułę, jak i zagadki. Z typowego hidden objecta, Fever zmienia się w namiastkę intertekstualnej opowieści, analizującą cały dorobek serii. Ba, odnalazłem tu nawet nawiązanie do Planescape Torment! Co prawda nie wiem, czy zamierzone, ale jednak wzbudziło skojarzenia. Jeśli ktoś więc ma wolne trzy godziny (co i tak jest sporym skokiem w porównaniu do pięciominutowego Butchera), może dać Bad Dream: Fever szanse, bo to niezła, choć chyba tylko niezła gra.

Plusy
  • Oprawa graficzna
  • Całkiem sprytna, nieszablonowa opowieść
  • Druga połowa gry
Minusy
  • Ślepe klikanie po planszach
  • Niemal brak oprawy audio
  • Pierwsza połowa gry
7
Ocenił Robert Chełstowski
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic