Master of Orion: Conquer the Stars – recenzja

Master of Orion

Próba wskrzeszania serii po kilku/kilkunastu latach…ile razy ten temat wracał, ile razy to się nie udawało – weźmy np. serię Jagged Alliance i jej kolejne rozmieniania się na dobre. Źle poradził sobie również FlatOut 3, czy nowy Carmageddon. Jednak są też pozytywne powroty – dobrym przykładem jest najnowszy Homeworld, no i DOOM. Ciekawie ma się sprawa z Master of Orion – cyklem posiadającym dotychczas 3 gry, z czego gracze wspominają z zachwytem „dwójkę” sprzed 20 lat, a na „trójkę” z 2003 roku kręcą nosem. Pierwszy Master of Orion, na równi z Cywilizacją, był protoplastą gatunku 4X, którego określa się 4 słowami – eksploracja, ekspansja, eksploatacja i eksterminacja. Za sprawą argentyńskiego NGD Studios, mającego w swoim portfolio przeciętnego indyczka Bunch of Heroes, a także Wargaming.net, które nabyło prawa do marki – doszło do powstania Master of Orion: Conquer the Stars – rebootu serii.

W grze dla jednego gracza Master of Orion oferuje walkę o rządzenie w kosmosie, gdzie gracz może wybrać jedną z 10 dostępnych ras (12, jeśli liczyć jedną z DLC oraz stworzenie swojej własnej). Rasy znane są z poprzednich odsłon gry, więc starzy wyjadacze ucieszą się z widoku niezłomnych Bulrathi, cybernetycznych Meklarów, czy też Silikoidów. Każda z frakcji ma swoje bonusy początkowe, a także tożsamości, którymi się wyróżniają. Jedna rasa jest bardziej nastawiona pokojowo, inna nieobliczalna – kluczem do zwycięstwa jest wykorzystanie wiedzy na temat swoich przeciwników, ale i uwydatnienia swoich atutów. Jak najszybciej.

Master of Orion (6)

Rozgrywka jest podzielona na tury, każdy gracz rozpoczyna grę od jednej planety-matki, a jego celem jest stworzenie najsilniejszego imperium spośród wszystkich ras biorących udział w rozgrywce. Na to składa się konkurowanie w czterech różnych dziedzinach – podbój, technologia, ekonomia i dyplomacja. Podbój to przede wszystkim liczebność armii, technologia to odpowiednio szybkie opracowywanie badań, ekonomia tyczy się ilości zgromadzonych pieniędzy, a dyplomacja – rozwojem ludności. Najważniejsze w tym wszystkim jest mądre rozegranie pierwszych 100 tur. Mając świadomość, że rozgrywka składa się z 500 tur, jak na dłoni widać, że nie należy czekać na poczynania przeciwników, a zwłaszcza na wyższym poziomie trudności.

Jak w ogóle sprawdza się 4X w Conquer the Stars? Zacznijmy od początku – eksploracja oraz ekspansja. Wiadomo, że kosmos na jednej planecie się nie kończy. Żeby pójść z naszym imperium do przodu, trzeba odnaleźć dobrą planetę do kolonizacji i zacząć rozwijać ją od samego początku. Zróżnicowanie planet jest dosyć spore – różnią się rozmiarami, „przyjaznością” dla ludzi, niektóre z nich skrywają anomalie dające jakiś bonus, ale ku mojemu rozczarowaniu – rzadko jest on czynnikiem decydującym. Jeśli czegoś tutaj zabrakło to przede wszystkim świetnych planet, takich które mogłyby stanowić kartę przetargową, tudzież przyczynek do wojny. Wraz z postępem technologii dane planety można terraformować, co daje dosyć duży handicap w stosunku do ras, które tej technologii jeszcze nie odkryły. Eksplorowanie mapy to bardzo ważna rzecz – na początku gry nie znamy położenia innych frakcji, choć dobre znajomości z lepiej rozwiniętą rasą mogą pozwolić na wymianę informacji. W ogóle dyplomacja dobrze się spisuje – można zawiązywać sojusze, handlować planetami, technologiami, czy też grozić sąsiadowi, gdy ten postanowi budować kolonię blisko nas.

Master of Orion (5)

Plusy
  • 11 ras do wyboru oraz możliwość stworzenia swojej
  • Potrafi wciągnąć na dobre
  • Bardzo dobra warstwa dźwiękowa
  • Świetna dla fanów mniej skomplikowanych strategii
Minusy
  • Weterani mogą się rozczarować spłyceniem rozgrywki
  • Błędy sztucznej inteligencji
8
Ocenił Kasjan Nowak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic