Destiny: Rise of Iron – recenzja

destiny rise of iron

Po dodatku The Taken King, który wniósł wiele nowego do gry Destiny miałem spore oczekiwania w stosunku do ostatniego fabularnego DLC pt. Rise of Iron. Zwiastuny oraz historia Lorda Saladina zachęcała do powrotu do uniwersum. Hype był zresztą skuteczny, co było widać w dzień premiery gdy serwery zostały zablokowane i czekało się w kolejce do logowania.

Niestety pierwsze pozytywne wrażenie związane z nową zawartością, szybko zmieniło się w pytanie po co wydawałem 125 zł? Rise of Iron przedstawia historię ostatniego żyjącego Iron Lorda – Saladina. Zleca on nam zadanie poznania tajemniczej technologi SIVA. Splicerzy długo poszukiwali  dostępu do niej. Ryli i kopali w ziemi, a gdy wreszcie wpadła w ich ręce, zaczęła zagrażać światu. Znalezisko wykorzystali do przekształcenia regionu na potrzeby swoich celów. Dzięki niej powstał także nowy przeciwnik – skrzyżowanie Fallenów z SIVĄ. Niestety nowi wrogowie różnią się niemal tylko kosmetycznymi zmianami od standardowych przedstawicieli tej rasy.

Destiny_20160929195601

Ruszamy, by poznać nowy sekret, wyeliminować zagrożenie i to byłoby na tyle… Historia urywa się nagle po dwóch godzinach, bez żadnej szczególnie epickiej bitwy na końcu. Jest wprawdzie finałowe starcie, ale nie zapada ono zbytnio w pamieć i nie stanowi dużego wyzwania zwłaszcza gdy przemierza się wątek fabularny z towarzyszami broni. Do tego 2 wcześniejsze misje z DLC toczyły się w dobrzez znanych już wyjadaczom Destiny lokacjach. Pozostaje duży niedosyt, wiele niedomówień fabularnych i rozczarowanie.

Oczywiście najbardziej wytrwali będą mogli realizować jeszcze kilka questów pobocznych polegających głównie na wykonywaniu zadań patrolowych na nowym ziemskim terenie Plaglands. Jest to dość spory zaśnieżony obszar, bardzo podobny do Cosmodrome . Odblokuje to nam m.in. kolejną misję w starej wieży strażniczej i kilka ciekawych broni. Ten etap gry jednak nie każdemu przypadnie do gustu gdyż polega na typowym grindowaniu. Biegamy ciągle po tym samym terenie wykonując mało urozmaicone misje patrolowe, zbieramy jedne elementy, po czym dowiadujemy się, że teraz trzeba zebrać coś innego i znowu wracamy w praktycznie te same miejsca.

Patrole urozmaicają publiczne eventy The Archeon’s Keep, by je aktywować jedna osoba z drużyny musi mieć specjalny przedmiot. Szkoda tylko, że ciężko zdobyć tego rodzaju aktywatory, a na dołączenie się do zabawy jest bardzo mało czasu. Przez to wydarzenia, które umożliwia zdobycie ciekawego ekwipunku rzadko występuje.

Ciekawe została zaprojektowana nowa social dla graczy – Felwinter Peak. Znajduje się on w górach na planecie Ziemia. Lokalizacja ma klimat i kojarzy się z rzymskimi monumentalnymi budowlami. Widoki są imponujące, zwłaszcza gdy zdecydujemy się na górską wspinaczkę. Mechanika gry i odbijanie się od ścian w czasie skoku nie ułatwia zdobywania szczytów, ale gdy się to uda możemy napawać oczy podziwiając piękną okolicą. Na końcu oczywiście nie może zabraknąć szalonego skoku w dół (patrząc na niego z dołu wyglądają bardzo zabawnie).

Destiny_20160929195120

Mówiąc o dalszych minusach trzeba wspomnieć o dwóch nowych Strikach. Jeden z nich to przerobiony pierwszy ziemski Strike z podstawowej wersji gry (nowi przeciwnicy i trochę inny boss). Jest też nowy nowy Rajd, ale nie powinien on być wielkim wyzwaniem dla doświadczonych graczy.

Oczywiście dodatek wprowadził również kilka nowości do trybów PvP. W Destiny nareszcie pojawia się opcja „Private Matches”. Każdy może stworzyć swoją prywatną rozgrywkę, wybrać mapę i ulubiony tryb. Poza tą ważną funkcją dodano zupełnie nowy sposób rozgrywki zwany „Supremacy”. Po uśmierceniu przeciwnika wypada z niego herb, który musimy zebrać. Gdy go podniesiemy dopiero wtedy zdobywamy punkt. Nie liczą się tylko kille, a  spryt i szybkość w zbieraniu herbów. Trzeba również pamiętać o nieśmiertelnikach padłych kolegów z drużyny, dzięki ich zebraniu wróg nie zdobywają punktów.

destiny

Samej oprawie wizualnej i muzyce nie można nic zarzucić. To nadal świetne Destiny – zapadający w pamięć soundtrack i robiąca duże wrażenie grafika.

Nowa zawartość oferowana przez Activision nie jest warta wydania 125 zł, ale jeśli jesteś fanem serii i ciągle wracasz do tego uniwersum i tak musisz kupić ten DLC. Starzy wyjadacze, mający z kim pograć online na pewno będą zadowoleni z ulokowania kapitału. Rise of Iron zapewni wam kilka godzin trochę rozczarowującej zawartością, ale wciąż dobrej zabawy. Natomiast gdy grasz z doskoku i głownie interesuje Cię tryb fabularny, z czystym sumieniem możesz pominąć Rise of Iron i odłożyć kasę na Destiny 2.

Plusy
  • Prywatne mecze
  • Nowy tryb PvP - Supremacy
  • To ciągle świetne Destiny
  • Muzyka
Minusy
  • Krótki wątek fabularny
  • Wysoka cena, a mało nowej zawartości
  • Plaglands to przebudowany Cosmodrome
  • Nowi przeciwnicy to przebudowane modele Fallenów
7
Ocenił Damian Stefański
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic